To bardzo proste. Chodzi o szanowanie i akceptowanie ciała, każdego, niezależnie od jego kształtu, koloru, formy czy stopnia niepełnosprawności. Zarówno swojego jak i innych.
Nie trzeba kochać swojego ciała, ale warto traktować je z troską i doceniać za to co dla nas robi każdego dnia. Chciałabym zwrócić uwagę, że ciałopozytywność zaczęła się skupiać wokół sylwetek „większych”, krąglejszych, na akceptowaniu niedoskonałości, fałdek, rozstępów. Jest to oczywiście cudowne i właściwe. Bo każde ciało ma w sobie piękno. Jednoczenie jednak, zaczęto negatywnie wypowiadać się o ciałach chudych, umięśnionych, smukłych, mniejszych i drobniejszych.
„Nie no Ty to już jesteś za chuda, to już nie wygląda dobrze” albo „O nie, taki „kaloryfer” u kobiety to już mi się nie podoba, przesadzony, już odpuść trochę te treningi”.
Wstawianie zdjęć umięśnionego brzucha czy krągłych pośladków wiązało się z negatywnymi reakcjami, zarzucającymi chwalenie się, płytkość i popularyzowanie nieprawdziwego obrazu ciała i zawstydzanie innych. Czyli ruch, który pierwotnie miał na celu zwiększenie pewności siebie, pokazanie że KAŻDY może czuć się dobrze w swoim ciele, zaczął piętnować i ranić , po prostu inną grupę docelową.
Ja sama wielokrotnie słyszę, ze jestem za chuda. A ja lubię szczupłość, lubię ładnie zaokrąglone, widoczne mięśnie. Innym się to może nie podobać , ale nie ma to dla mnie znaczenia, bo MOJE ciało to MÓJ dom. Nikogo innego.
Chciałabym żebyśmy nauczyli się nie komentować czyjegoś ciała. Po prostu trzymali swoją opinię dla siebie. Nawet jak dane ciało wydaje nam się za chude, za grube, nieodpowiednie do danego stroju i tak dalej. Nasza opinia nic nie wniesie do życia tej drugiej osoby, a może wręcz jej pozytywny stosunek do swojego ciała zniszczyć. Bo może jej się podoba tak jak jest, czuje się świetnie, a wyniki badań ma lepsze niż my sami?
O to właśnie miedzy innymi chodzi w ciałopozytywności. O wolność i swobodę wyglądu, o równouprawnienie niezależnie od płci, wagi, wieku, koloru skóry, jej jędrności, stopnia umięśnienia czy obecności chorób towarzyszących.
Piękno jest pojęciem względnym, pamiętajcie o tym.
Oczywiście sytuacje skrajne jak np. otyłość olbrzymia czy anoreksja budzą niepokój. We mnie również. Ale nie dlatego, że uważam te ciała za nieatrakcyjne, bo moja ocena wizualna nie ma żadnego znaczenia, ale dlatego ze uważam te ciała za śmiertelnie niebezpieczne. W tym wypadku zmiana byłaby po prostu dążeniem do zdrowia, do dłuższego życia w lepszej jakości, a nie do przemiany tej osoby na „piękniejszą” według moich, osobistych kanonów piękna.